poniedziałek, 24 października 2016

Wołyń


Miałam tego tekstu nie pisać. Bo to już jakiś czas po premierze, kto już miał obejrzeć to obejrzał, kto się miał popłakać to się popłakał, kto miał pięści zacisnąć, już to zrobił. A jednak nie mogę zaznać spokoju odkąd wyszłam z kina te kilka dni temu. Jako Matka przede wszystkim i jako Polka też. Dawno, bardzo dawno (o ile w ogóle), nie byłam na takim seansie po którym widzowie opuszczali by salę kinową w tak grobowej ciszy i to aż do wyjścia na zewnątrz budynku. I na tym właściwie mogłabym zakończyć to moje silenie się na recenzję, bo takie zachowanie widza mówi samo za siebie, choć było milczeniem. Więc to nie będzie recenzja, nie powiem Wam czy warto, czy nie warto oglądnąć Wołyń, nie ustosunkuje się do sytuacji geopolitycznej w latach poprzedzających rzeź wołyńską, nie skomentuje efektów specjalnych, budżetu filmu ani gry aktorskiej. Powiem Wam jednak, co ten film zrobił z moim - Matki sercem, a zrobił wiele złego.

Co rano wstaję do pracy, mój Pierworodny budzi się wtedy co ja. Witamy się, przytulamy. Wieczorem, po kąpieli czytamy książki i układamy do snu. Obserwuję go jak zasypia, spokojny. Przed zaśnięciem wymienia wszystkie osoby które kocha. Powtarza w rożnych kompilacjach i sekwencjach powtórzeń słowa: mama, tata, baba, dziadzia. Wiem, że głowę mojego dziecka nie zaprzątają złe wspomnienia, no, chyba że odciąganie kataru, wiem że rano znów obudzimy się niemalże równocześnie i czeka nas kolejny, w gruncie rzeczy beztroski dzień. Wiem, że żyjemy w pięknych czasach, tylko o tym zapominamy. Bo do rangi tragedii urasta brak zasięgu do wifi albo poranne spóźnienie na autobus. Wymyślamy sobie codziennie problemy, mamy dylemat co ugotować na obiad, dylemat nie z powodu braku produktów, lecz pomysłu, dylemat w co się ubrać, dylemat jaką pralkę kupić... Zamartwiamy się swoim wygodnym życiem. A potem człowiek idzie na Wołyń do kina. I zmienia się postrzeganie naszej rzeczywistości, choćby na chwilę, na te pięć minut ciszy po seansie, ale jednak się zmienia.

Oglądając ten film, prawie każdą jego część odniosłam do mojego życia. Nie mogłam oprzeć się porównaniom syna głównej bohaterki do mojego. W każdym jego dziecięcym zachowaniu widziałam to, co obserwuję na co dzień w swoim domu. Bo mój Syn też śmieje się w najlepsze gdy go trzymam na kolanach, wygina się głową do tyłu, chcąc obserwować świat do góry nogami. Mój Syn też kilka dni wcześniej nauczył się wypowiadać słowo jajo, z taką samą nieskrywaną radością jak chłopiec w filmie. Mój Syn tak samo drepta małymi kroczkami w kółko gdy na coś czeka. Tak samo grzebie patykiem w ziemi. Tak samo przytula się do mamy. Tak samo jest małym, niewinnym dzieckiem.

Ale mój Syn nie musi uciekać. Nie musi spać nocami w kryjówkach, nie musi być cicho aby go nikt nie znalazł. Mój Syn nie musi głodować, nie musi żywić się leśnymi jagodami. Nie musi widzieć płaczącej z bezsilności Matki. Nie musi oglądać krwi, morderstwa, bestialstwa. Nie musi wąchać smrodu rozkładających się ciał. Nie musi uciekać przed ogniem, gwałtem i widłami. Mój Syn na szczęście tego wszystkiego nie musi. A setki dzieci na Wołyniu musiały. Musiały zginąć. Musiały bo się urodziły w takich, a nie innych czasach.

Przyznaję się szczerze, że przez sporą część filmu zamykałam oczy. Dzieci przebijane widłami, lub palone żywcem to nie widok dla Matki. Ale mimo wszystko, pewnych obrazów nie da się wymazać z pamięci. Zagnieździły się w mojej głowie i nie chcą odpuścić. A świadomość tego, że w rzeczywistości było znacznie gorzej niż pokazano na filmie rozbraja. I teraz często gdy obserwuję mojego Syna podczas zabawy, przed oczami staje mi tamten chłopiec w lnianej przydużej koszuli. Który nie miał tyle szczęścia, który nie miał beztroskiego dzieciństwa, który widział to co nie powinien nigdy zobaczyć. Który nawet jeśli przeżył, to nigdy tak na prawdę nie zazna sposobu.

Ten film zrobił wiele złego w moim sercu. Naznaczył je widokiem takiego cierpienia, którego nigdy nie chciałam zobaczyć. I mam nadzieje nigdy więcej nie widzieć, ani tym bardziej przeżyć. Właściwie tylko dzięki jednemu, jestem wdzięczna za ten film. Dzięki niemu doceniłam po stokroć moje życie, które nie jest naznaczone takim bólem, cierpieniem. Dzięki niemu po stokroć dziękuje Bogu, że moje dziecko nie musi mierzyć się z takim złem w swoim życiu. I proszę tylko o to, żeby nigdy nie przyszło nam żyć w tak parszywych czasach w jakich przyszło spędzać dzieciństwo temu małemu chłopcu. Żeby nigdy, człowiek przeciw człowiekowi, sąsiad przeciw sąsiadowi, matka przeciw dziecku, dziecko przeciw ojcu...






foto internety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli to, co właśnie przeczytałeś spodobało Ci się, poruszyło Twoje serce, lub usta do uśmiechu, pozostaw swój komentarz.
Jeśli nie, to kulturalna, konstruktywna krytyka zawsze mile widziana.




TOP