czwartek, 5 listopada 2015

Garb Matki


Idzie Matka przez zwyczajny dzień. Idzie a raczej nogami powłóczy. Noc przespała średnio, to jest jak zwykle. Sen przerywany, zakończony nagle, jeszcze w nocy, godzina piąta,  niestety nie minut trzydzieści. Piąta rano. Dlaczego rano? Nie noc?  Mamy piątą rano, czwartą rano ale trzecią mamy w nocy. Czy czwarta jest tak bardzo mniej w nocy jak trzecia? Dla Matki piąta rano to piąta w nocy jednak.

Obudziła się już, całkiem wyprostowana wstała. Butelka, woda, mleko, butelka... Słyszy dziecię, krzyczy, idzie z lekko pochyloną głową schodami w górę.  Schyla się, podnosi, przenosi, kładzie,  nachyla się, zastyga w nienaturalnej pozycji, karmi, butlą. A garb pracuje. Powoli sztywnieje. 

Pojadło, odbiło... Kupę robić będzie. Matka wstaje, schyla się, nocnik przynosi, sadza i podtrzymuje, w nienaturalnej pozycji całkiem dla niej. Garb pracuje. Zrobiło. Matka wstaje, podnosi, czyści, ubiera, całuje, zabiera do swojego łóżka. Nadzieję jeszcze ma że dziecię jeszcze pośpi wtulone w Matkę a i ona przy tym choć płytkiego snu zazna. Czasem się udaje lepiej, czasem gorzej. Czy śpią czy nie śpią i tak do ósmej są w łóżku. Razem czas spędzają. Piosenki czasem śpiewają, lub raczej Matka śpiewa i podryguje, a dziecię patrzy i się ślini.

Wstają, Matka przenosi, ubiera, dziecię i się, schyla się, układa, podnosi, niesie, schodami w dół, karmić będzie. I tak Boży dzień cały. Wkłada do krzesełka, wyjmuje. Biegnie, ratuje dziecię przed szufladą albo przed psem. Sadza na kolanach, bajki czyta, jedzie chłop hop hop hop... Usypia, utula, uspokaja, lula. Góra dół, dół góra. A garb pracuje.

Wieczór, schodami w gorę niesie, Matka leje wodę, chlapu chlap. Dziecię wykapane, wysmarowane, wycałowane, uśmiechają się, żartują. Niesie, lula, całuje, śpiewa, aaa kotki dwa, schyla się, kładzie, masuje plecki. Usnęło... 

Schodzi Matka schodami w dół. Centymetrów parę niższa niż rano. Garb zesztywniał całkiem. Myśli, dobry dzień był, dziecię nic nie bolało, nie płakało dużo. Spokojna Matka jest, tylko ten garb boli...

Ojciec dziecięcia, Maż matki przyjechał, tydzień go nie było. Nie wiele Ojciec z Matką rozmawiali przez ten tydzień, tak wyszło. Matka zrywa się, kolacje szykuje, Ojciec podchodzi, przytula, pierś Matki muska dłonią, w kark całuje... kocha Matki Garb. Matkę kocha. Nie mówi prawie nigdy. Ale kocha. Matka czuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli to, co właśnie przeczytałeś spodobało Ci się, poruszyło Twoje serce, lub usta do uśmiechu, pozostaw swój komentarz.
Jeśli nie, to kulturalna, konstruktywna krytyka zawsze mile widziana.




TOP