wtorek, 17 maja 2016

Na nogach

Matka, jak każda inna, czekała. Czekała dni i miesiące. Trzynaście długich miesięcy. Czekała. Na nogi. Na szybkie stopy. Na kroki pierwsze dziecka swego pierworodnego. Oczekiwanie wydawało by się słuszne bardzo. Bo to kolejny krok. W rozwoju. Pierwszy krok dziecka, który jest jego kolejnym krokiem w przyszłość. Odtąd całe życie ta mała istota będzie odmierzać krokami. Już nigdy więcej uczyć się chodzić nie będzie. Tylko ten jeden raz. Pierwszy. To się nie powtórzy.  Nie w ten sposób. Nareszcie. Dziecko chodzi. Samodzielnie. Na nogach.

Forma "na nogach" to podobno swego rodzaju błąd stylistyczny. Prawidłowo powinno być "na piechotę".  Piechotą.  Jak w tej piosence. Do lata. Ale Matka nie znalazła naukowego potwierdzenia tej informacji i namiętnie używa formę "na nogach". Bo to regionalizm, jak wiele innych, w których Matka się lubuje i się ich nie wstydzi. Więc wracając do tematu, Matka czekała, aż Syn jej zacznie na tych nogach chodzić. I chodzi. A Matka za nim.

Matka jest jak cień. Nie żeby od razu jak cień człowieka. Bo cień Matki nadal jest sporych rozmiarów, nawet popołudniu.  Ale w sensie, że krok w krok. Pozostawiając Synowi złudne poczucie wolności i względne prawo wyboru ścieżki.  Pozwala mu Matka iść. Na nogach. Na razie przez łąkę, kiedyś pozwoli mu iść przez życie. Samodzielnie. Matka czuje się jak bodyguard i jak anioł stróż. Jest. Kontroluje sytuację. Syn Matki idzie na skraj drogi? Nachyla się nad przydrożnych rowem? Luz. Matka czuwa. Dopóki, dopóty Syn równowagi nie traci, daje mu czas na poznanie tego konkretnego sprawka terenu. Syn Matki chcę iść w najwyższą trawę w okolicy? Niech idzie.  Matka kibicuje. Będę za Tobą. No dalej. Próbuj. Jak nie spróbujesz, to się nie nauczysz. Matka czuwa. Matka obserwuje. Matka widzi.

Pytanie. Jak idzie dorosły przez bardzo wysoką trawę, przez gąszcz, przez busz? Odpowiedź. Idzie ostrożnie, wyciągając jedną stopę przed siebie, stopniowo ugniata sobie ścieżkę. Matka też tak robi. Ale naprawdę dawno nie miała okazji przedzierać się przez wysokie chaszcze. Syn najpewniej nie widział ani jej, ani nikogo innego w takiej sytuacji. Przedzierania się. Trawa, która dla Matki jest do połowy łydki dla Syna jest prawie po pachy. Matka stoi i obserwuje. Syn się nie poddaje. Idzie. I przedziera się. Wyciąga stopę i ugniata nią ścieżkę przed sobą. Matka patrzy. I dopiero po chwili orientuje się co widzi. Widzi pierwotny instynkt. Zachowanie podyktowane kodem DNA przodków. Skąd niespełna półtoraroczne dziecko wie, że trawę przed sobą można ugniatać? Że w ten sposób można odstraszyć żmije i inne gady? Ono tego nie wie, ale to robi. I tak sobie myśli Matka. Czy ją ktoś nauczył ugniatania tej trawy czy też wyssała tą "umiejętność" z mlekiem matki. Posiada Matka wspomnienie Ojca robiącego sobie taką ścieżkę i braci swoich. Ale czy od nich się tego nauczyła, czy robiła już tak wcześniej? To zagadnienie do rozwiązania dla amerykańskich naukowców, a nie dla Matki na spacerze. A jednak temat podjęła, choć do wniosków żadnych nie doszła. Więc w TV jej badań-obserwacji cytować nie będą. Do pytania na śniadanie nie zaproszą.

Pozostaje Matce tak tkwić na tym spacerze. I pozwalać nadal Synowi świat eksplorować. Syn z tą swoją bezpieczną wolnością czuje się dobrze. Matka dopóki są na własnym podwórku również. Bo może w spokoju pisać dla Was, kątem oka obserwując Syna który przedziera się przez trawę. Sytuacja zmienia się, gdy Matka z Synem wybiorą się w tereny mniej dzikie, gdzie przebywają również inni ludzie i gdzie jeżdżą samochody. Wtedy Matka nagle ogranicza, wcześniej daną wolność Synowi, co wiąże się z jego sprzeciwem i jawnym buntem. Czego dookoła przechodzący ludzie, zdają się nie rozumieć. Bo to przecież bardzo dziwne jest, że kilkunasto-miesięczne dziecko jest zainteresowane światem i chce z bliska obejrzeć chłodziarki w supermarkecie. I w dodatku złości się gdy Matka je stamtąd zabiera. 

Przyzwyczaiła się już Matka, że w oczach innych jest po pierwsze matką nieodpowiedzialną, bo nie trzyma dziecka na smyczy idąc z nim osiedlową drogą, po drugie matką nieporadną, bo nie umie wychować swojego dziecka, ponieważ ucieka jej ono podczas zakupów. Trudno. Matce to wisi i powiewa. Nadal zostawia przestrzeń swojemu Synowi na tej łące. Może kiedyś, dzięki temu, będzie jej łatwiej dać mu przestrzeń w jego życiu...





foto pixabay.com shantigirl22

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli to, co właśnie przeczytałeś spodobało Ci się, poruszyło Twoje serce, lub usta do uśmiechu, pozostaw swój komentarz.
Jeśli nie, to kulturalna, konstruktywna krytyka zawsze mile widziana.




TOP